Szkoła podstawowa – fotografii przyrody – cz.5

Fotografowanie przyrody

5. Prawdziwość i ograniczenia w fotografii (nie tylko przyrodniczej)

Gdzie jest prawda i jaka ona jest?

Wcześniej (w części 4) pisałem, że wypracowane przez doskonałych fotografów przyrody estetyczne kryterium dobrego zdjęcia narzuca oszczędność elementów składowych. To kryterium zdaje się zamykać dobrą fotografię w bardzo ciasne ramy. Istnieje również dość powszechne przekonanie, że fotografia przyrodnicza powinna być jak najbliższa rzeczywistości, powinna pokazywać prawdę. Na ile jednak zdjęcie w ogóle może oddawać prawdę? Pytanie nie ogranicza się do fotografii przyrodniczej, dotyczy każdego jej obszaru.
 
Zdjęcia tego samego tematu zrobione w tym samym czasie, i nawet z tego samego miejsca przez różnych fotografów mogą się bardzo różnić. Wystarczy użyć innej długości ogniskowej, innego otwarcia przysłony. To wystarczy, żeby mieć olbrzymie możliwosci operowania perspektywą i głębią ostrości na zdjęciu. Czy wybieramy takie, jakie odpowiadają naszemu widzeniu? Nie – wybieramy takie, jakie są nam potrzebna dla uzyskania zamierzonego efektu. 
 
Możemy fotografować z normalnej, ptasiej lub żabiej perspektywy, a przy ruchomym obiekcie – użyć różnego czasu naświetlenia zdjęcia.  I teraz będziemy mieć dylemat – mamy bardzo różne zdjęcia, to które jest prawdziwe? Prawdziwe jest każde i zarazem żadne. Szukając prawdy w tym co oglądamy w naturze i później na zdjęciu należy „uwzględnić teorię względności widzenia”. Nie wiem tylko, czy taka istnieje. Już nawet to na co patrzymy, każdy z nas może widzieć nieco inaczej; mamy różne oczy (widzenie kolorów czy detali) i różnie może pracować nasz mózg, uwzględniający cały bagaż wcześniejszych doznań i skojarzeń wizualnych.
 
Każdy z nas ma nieco inny prawdziwy obraz rzeczywistości. Są wśród nas także osoby superwrażliwi\e na kolory. Normalny człowiek widzi około miliona odcieni barw w obszarze RGB. Mamy czopki reagujące na kolor czerwony, zielony i niebieski. Niewielki procent ludzi (kobiet) ma widzenie tetrachromatyczne (wynik mutacji). Czwarty rodzaj czopków reaguje w zakresie ultrafioletu. Pozwala to, podonbnie jak np. ptakom i owadom,  rozróżnić zwielokrotnioną liczbę barwnych odcieni. Czyj obraz jest prawdziwy?
 
Nie przejmujmy się zatem prawdziwością utrwalanych obrazów, w tym takze kolorów. Malarze nigdy się tym tak bardzo nie przejmowali; wręcz przeciwnie – tworzyli malowidła będące własną, autorską interpretacją zarówno krajobrazów, jak i portretowanych ludzi. Jakże często uznajemy te interpretacje za genialne. Od kiedy w XIX wieku zaistniała fotografia, tak samo dzieje się ze zdjęciami. Są one autorskimi interpretacjami rzeczywistości, mniej lub bardziej udanymi, czasem genialnymi.
 
Przy możliwie najmniejszej ingerencji w fotografowaną scenę, i później – podczas przygotowania zdjęcia do publikacji – można (a raczej trzeba!) robić zdjęcia dokumentalne do podręczników i atlasów. Stosując nakładanie na siebie wielu klatek (focus stacking) można też otrzymać „rysunek techniczny” np. owada. Takich zdjęć nie robię, chociaż lubię je oglądać. Wolę jednak oglądać zdjęcia, których autor dąży do emocjonalnego przekazu i idzie w kierunku mocno autorskiego potraktowania tematu.
 
Bywa, że forma przerasta treść zdjęcia; główną rolę w jego odbiorze grają wtedy np. światła i cienie. barwne plamy czy nawet celowe rozmycie kształtów. W kreowaniu autorskich obrazów ważniejsze staje się, jak się fotografuje (tzn. kto fotografuje), niż to co się fotografuje.

Czy są jakieś ramy definiujące fotografię przyrodniczą albo fotografię w ogóle?

Od samego początku zaistnienia techniki malowania światłem dobrzy fotografowie odciskali swoje piętno na powstających dziełach mniej lub bardziej odchodząc od rzeczywistości. Jak najmniej należy ingerować (a ingerujemy choćby kadrem, czasem ekspozycji, ogniskową czy przysłoną) w zdjęcia reporterskie. Dzięki postępowi w technice fotografowania i późniejszej obróbce komputerowej, granice ingerencji w zarejestrowany obraz przesuwają się jednak niemal w nieskończoność. Jeżeli swoim zdjęciem trafisz w istotę uchwyconego obrazu, pobudzisz wyobraźnię i uruchomisz emocjonalny odbiór, zdobędziesz uznanie, a może nawet zachwyt oglądających.
 
Uważam, że fotografia nie powinna być ograniczana żadnymi konkretnymi ramami; oczywiście z wyjątkiem ram, w które jest oprawiana (zresztą też nie zawsze). W fotografii nie ma granic – ani formalnych, ani technicznych, ani estetycznych. Wyjątek stanowią ograniczenia konkursowe (to bardzo dobrze). Zawsze ingeruję w zapisane na matrycy zdjęcie. Poddaję edycji zaczynając od odpowiedniego przycięcia obrazu dla poprawienia kompozycji. Na podstawie histogramu usuwam puste piksele i dokonuję innych, stosunkowo niewielkich kosmetycznych zabiegów, jak np. poprawienie balansu bieli czy wyciągniecie detali z cienia.

Edycja zdjęć – po co?

Rzadko, bo rzadko, ale bywa, że dla osiągnięcia określonego celu posuwam się do gruntownego przetworzenia zdjęcia, np. usuwam kolor (o tym już było wcześniej), ale wrócę do tego zagadnienia również w tym wpisie z wykorzystaniem zdjęcia żurawi.
Fotografowałem je we mgle pod wschodzące słońce. Sylwetki rozmyte a cały kadr wybarwiony na pomarańczowo:

To wynik ugięcia i rozproszenia części widma światła słonecznego przez kropelki mgły. Można tak zostawić, wielu fotografów to lubi, ale mnie ten żółto -pomarańczowych zafarb nie podobał się. Postanowiłem zdjąć kolor i wykonać dwie wersje o odmiennym kontraście:

Na zdjęciu pary żurawi brak jest ostrości i pokazania detali. Fotografując we mgle (poświęcę temu oddzielny wpis) musimy to zaakceptować.
Mimo to, trzeba starać się pokazać estetyczne walory fotografowanej sceny.

Kolejny żuraw w mocno zarośniętej torfiance:

W kolejnej wersji wprowadziłem teksturę upodobniając zdjęcie do obrazu na płótnie:

W kolejnej wersji wprowadziłem teksturę upodobniając zdjęcie do obrazu na płótnie:

Inny żuraw – inny efekt malarski uzyskałem wykorzystując, podobnie jak poprzednio, odpowiedni filtr w programie graficznym:

Lecą żurawie, ale czy naprawdę leciały?

Od dawna, o różnych porach roku fotografuję brzask przed wschodem Słońca i postępujące zmiany barw na niebie i cieni na ziemi. Kiedyś fotografowałem świt przez trzy kolejne dni. Za każdym razem podczas tych sesji przelatywały nad łąką trzy żurawie.
Za pierwszym razem byłem zaskoczony i nie zdążyłem – ale to byłoby zdjęcie! Za drugim razem przygotowałem się i zrobiłem im zdjęcie, ale efekt był mizerny, bo żurawie leciały za daleko. Za trzecim razem przeleciały bliżej, ale sceneria była nieciekawa.
Zdjęcie im oczywiście zrobiłem, jednak kadr nie zasługiwał na pokazanie. Tak bardzo chciałem mieć wymyślony podczas pierwszej sesji obraz. Pozostało mi zrobienie fotomontażu:

Oszustwo – na konkurs fotografii przyrodniczej zdjęcie się nie nadaje. Uważam jednak, że w dzisiejszej fotografii bez granic wolno mi. Nie należy tylko kłamać, jeżeli chodzi o przekaz zdjęcia, że tak było, jeżeli naprawdę nie było. Zrobiłeś fotomontaż – powiedz/napisz to.

Zamiast podsumowania

Przekraczanie granic w fotografii najlepiej ilustrują dzieła Ryszarda Horowitza. Uczeń Liceum Sztuk Plastycznych w Krakowie, student malarstwa w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, po wyjeździe do Stanów Zjednoczonych zaistniał jako prekursor cyfrowego przetwarzania fotograficznych obrazów. Współpracował z wielkimi fotografami oraz firmami wydawniczymi i reklamowymi. Stał się mistrzem fotografii surrealistycznej oraz fotograficznych fotomontaży.
 
Najpierw ręcznie przygotowuje na papierze wizję przyszłego fotograficznego obrazu. Następnie fotografuje części składowe i je łączy – komponuje końcowy obraz. Sam określił siebie fotokompozytorem (swój muzyczny talent ujawnia też w dżezie). Doktor honoris causa ASP w Warszawie i we Wrocławiu. Fotografik, który na polu fotografii jest samoukiem, wystarczająco pokazał że fotografia nie ma ograniczeń. Swoimi fotograficznymi dziełami sztuki budzi zachwyt; a ile nagród ten wielki artysta zgarnął!
 
 
Wielu fundamentalnych fotograficznych „purystów” wyda kategoryczne orzeczenie – prace Ryszarda Horowitza nie są prawdziwymi fotografiami. I mają oni do tego prawo. A ja proponuję więcej luzu i zabawy. Zaprzyjaźniony fotograf stwierdził, że Horowitz nie jest fotografem lecz grafikiem. Czy jedno wyklucza drugie? Przecież w ubieglym wieku zaistniało określenie „fotografik”. Ale o grafice w fotografii będzie w kolejnym wpisie.
 
A wracając do mistrza Horowitza – fotograf, edytor, grafik. 

Scroll to Top