Szkoła podstawowa – fotografii przyrody – cz.18

Fotografowanie przyrody

18.

Fotografia krajobrazowa

Moje krajobrazy przewijały się już we wcześniejszych wpisach. Tu chcę zamieścić nieco ogólnych rozważań na ten temat.

Pejzaż czy krajobraz? Oto jest pytanie

Kiedyś, gdzieś przeczytałem, że fotograf rejestruje aparatem krajobrazy, ale po obróbce w programie graficznym krajobraz ma szansę stać się pejzażem. Oznaczałoby to, iż zapis z matrycy zostaje na tyle przetworzony, że dziełem artysty staje się dopiero obraz końcowy, i z czysto technicznego poziomu rejestracji trafia na poziom sztuki. Nie zadawala mnie takie rozróżnienie. Jeżeli zdjęcie ma trafić na poziom sztuki, moim zdaniem (ale może ja się na tym nie znam), fotograf powinien to przemyśleć i zapewnić od samego początku, jeszcze przed naciśnięciem spustu migawki.

W „Książce o fotografowaniu” Andrzeja A. Mroczka (wydanie IV – polecam) istnieje zapis sugerujący, że określenie krajobraz dotyczy zdjęcia tematu powszechnie znanego, powiedzmy pospolitego, i utożsamia je z lokalną wartością pamiątki z ciekawego dla fotografa miejsca. Nie wszystkich oglądających takie zdjęcie zadowoli i wywoła u nich głębszy odbiór. Pejzaż, natomiast, autor definiuje jako dzieło sztuki o walorach uniwersalnych. Według A.A. Mroczka krajobraz jest zatem ilustracją konkretnego miejsca, podczas gdy pejzaż jest obrazem, który budzi emocje sam w sobie, niezależnie od fotografowanego miejsca, które może być nawet całkiem anonimowe. Od treści ważniejsza staje się forma.

Dlaczego piękny fotograficzny obraz o dużych walorach artystycznych, nie może być ilustracją konkretnego miejsca? Często oglądam piękne zdjęcia krajobrazowe/pejzażowe z równoczesną wiedzą, gdzie zostały zrobione. Wielkie krajobrazowe dokonania wspaniałego fotografa Ansela Adamsa zawsze identyfikuję z Parkiem Narodowym Yosemite. Wielki impresjonista Claude Monet jako scenę do malowania obrazów wykorzystał paryski dworzec kolejowy z dymiącym parowozem. Obraz malarski czy fotografia mogą być zaliczone do dzieł artystycznych lub nie, niezależnie od identyfikacji miejsca malowanej czy fotografowanej sceny. Wielu autorów używa określeń krajobraz i pejzaż zamiennie. A czy dzieło jest sztuką czy nie jest, to już inna sprawa.

Sprzęt

Nie lubię pisać o sprzęcie fotograficznym, ale czasem robię wyjątek, tak jak w tym wpisie. Ładne zdjęcia krajobrazów możemy zrobić nowoczesnym smartfonem (zdarza mi się to rzadko, ale zdarza). Jeżeli jednak chcemy zdjęcie oglądać na dużym monitorze czy na ekranie telewizora, ważne może okazać się czym fotografujemy. Korzystne są duże matryce z dużymi pikselami. I to jest podstawowy problem techniczny, którego niestety nie jestem, podobnie jak większość fotoamatorów, zoptymalizować swoim amatorskim sprzętem. Mogłem to robić w przeszłości fotografując lustrzanką na filmach diapozytywowych. Marzeniem fotografa krajobrazu i portrecisty było posiadanie aparatu wielkoformatowego lub przynajmniej średnio formatowego. Fotografowałem średnio-formatowym polskim dwuobiektywowym Startem i czechosłowackim Flexaretem. Marzeniem był niemiecki Rolleiflex lub szwedzki Hasselblad. Kto dzisiaj, nawet wśród profesjonalistów, używa aparatów wielkoformatowych czy choćby dostępnych średnio formatowych z zapisem na matrycy cyfrowej? Koszt ogromny.

W dobie aparatów cyfrowych ideał dużej matrycy z dużą liczbą pikseli odchodzi w zapomnienie (powoli). Standardem wśród profesjonalistów stały się aparaty z tzw. pełną klatką 24×36 mm, określane dawniej jako małoobrazkowe. W dobie klisz fotograficznych miałem; teraz nie mam. Czym zatem fotografować? Fotografujmy każdym posiadanym aparatem, jednak z pełną świadomością jego ograniczeń. Zdecydowanie należy wybierać matryce z większymi pikselami, a nie z większą ich liczbą, czyli wręcz odwrotnie niż proponują producenci i reklamują ich marketingowcy. Dla fotografa krajobrazu duża rozpiętość i rozdzielczość tonalna jest ważniejsza niż bardzo szczegółowe zapisanie detali. Poza aparatem, niezależnie jaki posiadamy, bardzo przydatny jest statyw i kabelek spustowy.

Temat i warunki fotografowania

Do fotografowania przyrodniczych krajobrazów nie trzeba zachęcać; zachęcają same. Warto wybierać się do miejsc, które wryły się w naszą pamięć jako godne utrwalenia na zdjęciu. Najlepiej jeżeli są one blisko naszego zamieszkania; sugeruje to wielu pejzażystów. Dlaczego najlepiej? Bo za pierwszym czy drugim razem możemy nie mieć dobrego światła, a w fotografii krajobrazowej jest ono jeszcze ważniejsze niż podczas fotografowania zwierząt. To światło wydobywa i mocno maluje kształty, barwy i grę światłocieni, a właśnie te czynniki potęgują wrażenia, które swoimi zdjęciami chcemy przekazać oglądającemu. Moim zdaniem decyduje o tym, nie tyle unikalność tematu, co wzbudzająca emocje jakość jego pokazania.

Arcymistrz fotografii krajobrazowej Ansel Adams stwierdził, że żeby zrobić dobre zdjęcie, to trzeba „…wiedzieć gdzie się ustawić”. Zatem, po pierwsze, musimy podjąć decyzję, z jakiego miejsca będziemy fotografować, z jakiej strony i z jakiej odległości wybrany fragment krajobrazu jest naszym zdaniem najbardziej fotogeniczny W ten sposób określimy perspektywę, która pozwoli na najlepszą kompozycję zdjęcia. Tu przydają się zagnieżdżone w naszej podświadomości wrażenia przeżywane podczas oglądania najlepszych zdjęć krajobrazowych mistrzów fotografii.

Po drugie, starannie wybierzmy ogniskową i wielkość otworu przysłony. Ogniskowa, dobrana do odległości między aparatem a fotografowaną sceną, decyduje o zawartości zdjęcia i jego przestrzenności (zagęszczeniu elementów krajobrazu, potencjalnym wrażeniu trójwymiarowości). Przysłona, z kolei, decyduje o głębi ostrości. Nie jest prawdą, że zawsze należy korzystać z najkrótszej ogniskowej i mocnego przymknięcia przysłony. Krótka ogniskowa to szeroki kąt widzenia, ale wybierając jej wartość, powinniśmy starannie określić granice przyszłego obrazu.

Po trzecie, starajmy się też stosować jak najniższą wartość ISO, która jest możliwa do zaakceptowania przy danym świetle. Posługujmy się podglądem histogramu i pojawianiem się „zebry” (jeżeli aparat to umożliwia). Korygujmy nastawy sugerowane przez wewnętrzny światłomierz aparatu, zwracając uwagę na jak najlepsze wykorzystanie rozpiętości tonalnej matrycy. Wynikowy czas naświetlania zdjęcia może okazać się długi, nie zawsze dobry do zaakceptowania (np. kiedy fotografujemy rośliny przy dużym wietrze). Szukajmy wtedy optymalnego kompromisu między otworem przysłony, ustawieniem czułości ISO i czasem ekspozycji albo spróbujmy kiedy indziej.

Ostatnią rzeczą, którą wymienię jako konieczność, jest sztywny statyw dopasowany do masy aparatu. Statyw pozwala na bardzo precyzyjne zaplanowanie kadru; jeżeli stabilne światło pozwala, róbmy to bez pośpiechu. Statyw jest tą częścią fotograficznego sprzętu, której najbardziej nie lubię nosić, a jednocześnie nie mogę się bez niego obyć. Bez niego (i bez kabelka spustowego) nie wychodzę w plener.

Moje krajobrazy

Nie specjalizuję się w fotografii krajobrazowej, ale też nie unikam jej. Czasem z dużym uporem wielokrotnie powtarzam wybrany temat dążąc do otrzymania na zdjęciu pożądanego efektu.
Mieszkając blisko Ogrodu Botanicznego często fotografowałem jego długą aleję lipową.
Najczęściej z miernym efektem, ponieważ walczyłem ze zbyt mocnym światłem i twardymi cieniami. Zależało mi na grze światła na drzewach i cienia na nawierzchni alei. Niżej kadr, który uznałem za zadowalający:

Dojeżdżając do działki na wsi miałem krótki odcinek drogi ze starymi dębami. Często nie mogłem oprzeć się pokusie zatrzymania się i fotografowania.

Obydwa kadry są zbudowane symetrycznie, co wielu autorów poradników fotograficznych krytykuje. Mają prawo, ale nie przejmujmy się tym. O tym, czy zdjęcie powinno mieć symetrię czy wręcz przeciwnie – mieć jej nie powinno, nie może decydować nikt inny, a tylko fotografujący. Na jakiej podstawie? A może również nie autor zdjęcia? Moim zdaniem decydować powinna fotografowana scena, która sama podpowiada fotografowi, jaki kadr jest najlepszy.
Poza tym, w przyrodzie symetria najczęściej nie jest idealna; nawet ludzka twarz nie jest symetryczna idealnie. Taka nieidealna symetria wnosi do obrazu swoistą wartość, o czym będę chciał napisać w którymś z późniejszych wpisów.

Nad morzem fotografowałem głównie kolorowe wschody słońca (pokazywane wcześniej). Kolejne wyjście przed słońcem można byłoby uznać za nieudane, ponieważ pogoda była nijaka. Przypadkowa scena krajobrazowa z poszukiwaczem bursztynu też jednak zasługiwała na uwiecznienie. Ponieważ ciekawej kolorystyki nieba i wody nie było, zatem najlepszym rozwiązaniem okazała się tu fotografia czarno-biała:

Mieszkając w blokowisku, nie zamierzałem tego utrwalać na zdjęciach.
Jednak, kiedy zobaczyłem obraz nieba, jaki zaprezentowała mi przyroda, sięgnąłem po aparat:

Architektura z rozległymi placami to również pejzaż, tyle tylko że miejski. Z przyrody na zdjęciu zamojskiego rynku (fotografowanego rybim okiem), podobnie jak wyżej, też jest tu tylko niebo:

Nie uznając w fotografii granic, zdjęcie to wykorzystałem też do graficznej transformacji:

Nie potrafię rysować, jak robił to kiedyś ś.p. profesor Wiktor Zin, musi mi zatem wystarczyć to co narysuje mi obiektyw.

Scroll to Top